To było straszne. Jak moja toy wersja zaprowadziła mnie na zaplecze. Zamknęła drzwi, a potem rozszarpała. Wydarła mi moją "sierść" z ogona pozostawiając małą kitkę na końcu. Pazurami rozdarła kostium na pysku i kończynach. Przebiła balon z napisem "Hello!". Zrobiła mi w sukience dziurę tak głęboką że dostała się do kostiumu. Kiedy zaczęłam się bronić i chciałam ją ugryźć, rozdarłam kostium na pysku i do dzisiaj mam tam wielką rozprutą dziurę. A ona była plastikowa, inteligentniejsza i trwalsza. Jedynie co mogłam jej zrobić do zdrapać z niej farbę. Na końcu przedarła mnie na dwie części rzucając tą tylną o ścianę. Skutkiem było poważne uszkodzenie łap. Potem wyszła. Tak po prostu pozostawiła mnie na podłodze z ledwie trzymającym się okiem, rozdartym pyskiem i przebitym balonem. Dopiero następnego dnia radosny jak zwykle Dashie znalazł mnie. Reszta tych "starych" animatroników patrzyła na mnie z pogardą i współczuciem jednocześnie. Ludzie naprawili moje oko i łapy. Złączyli części i zostawili schowaną w najdalszym kącie graciarni. A teraz jak zwykle patrzyłam się w drzwi z utęsknieniem. Minęło już kilka lat. A może miesięcy... Wtem coś w nie uderzyło i zobaczyłam utęsknione światło. Na wyważonych drzwiach leżał Dashie. Nad nim stał Foxy. Gniewnie wpatrywał się w łaciatego psa, który wiecznie uśmiechnięty teraz warczał na niego. Przyglądałam się tej scenie z ukrycia. Gdy jednak Foxy uniósł rękę zaciśniętą w pięść wyskoczyłam zza szafki krzycząc:
- Nie!!!
Mimo że nasze moduły głosu były uszkodzone i tak rozumieliśmy siebie doskonale. Foxy wytrzeszczył na mnie oczy. Pomogłam Dashie'mu wstać, a on uśmiechnął się. Wyszłam ze starego pokoju wymijając zaskoczonego lisa. Stanęłam na środku sali. Była noc. Nagle usłyszałam mechaniczny zgrzyt. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w kamerę. Po pizzerii rozniósł się głos z mikrofonu:
- Niech przerażająca, zepsuta, szara lisica wraca tam skąd się pojawiła!!!
Warknęłam, choć dla strażnika było to bardziej jak ryknięcie lwa. Usłyszałam za sobą szyderczy śmiech. Stały za mną wszystkie animatroniki. Prawdopodobnie wróżbita Foxy powiedział wszystkim o moim przebudzeniu (sen zimowy, heh), lecz trochę zmienił formę. Usłyszałam różne szepty, nawet popsuta Mangle nie zawahała się szepnąć "brzydactwo". Na czele tej zgrai wyszedł Freddy. Wyzwał mnie od szmat i paskud, a cała jego kompania śmiała się. Nawet przez mikrofon było słychać cichy śmiech. Z oka spłynęła mi łza.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz