poniedziałek, 29 czerwca 2015

Squirrle cz.3

Pamiętam jeszcze, jak udało mi się wdrapać na sufit. Sama nie wiem jak to zrobiłam - długie i ostre szpony pozwalały mi sie widocznie uczepiać ścian. Obróciłam głowę o 360 stopni. Pasek na szyi, nie pozwalający mi wcześniej wykonać tej czynności, pod wpływem brudu i kurzu, pękł. Sama nie wiem po co go dali - widocznie po to aby animatron nie obluzował sobie głowy. Było to bez sensu, a kiedy mogłam obrócić głowę niczym kameleon, wywołałam szok u postaci na dole.
Za dużo twarzy dookoła. Animatrony krzyczały przed siebie, ich rysy mieszały się, wywołując zwarcia w moim programie. Złoty miś umknął z mojego pola widzenia. Do oczu zaczęły mi napływać sztuczne łzy, po chwili z niezmierną szybkością,  zawróciłam umykając w głąb ciemnego korytarza.
Gnałam po suficie tak szybko, że animatronikowe oko nie było w stanie wykryć ruchu. Nie byłam w stanie się nigdzie schować - rozglądałam się na próżno, jednak ciemny korytarz był opustoszały, w powietrzu unosił się zapach stęchlizny, ściany były pokryte nienaturalnym śluzem. Musiałam znajdować się w starej części budynku.
 Trafiłam kilka razy na drzwi, jednak nie byłam w stanie ich otworzyć. Zablokowane, lub zakluczone, nie reagowały na drapanie metalowych szponów. Zdałam sobie sprawę, że grupa animatroników, nadal podąża za mną. Chcąc się przed nimi schować, zaczęłam brutalnie odrapywać drzwi z farby. Jednak te nie dawały za wygraną. Żarówki w moich oczach oświetliły ciemny korytarz, a ja wykryłam błysk metalu.
Wentylacja.
Szybko wcisnęłam się przez wąskie przejście. Otoczyły mnie cztery ciasne ściany blokując dopływ powietrza, jednak ono nie było mi potrzebne. Skryta w cieniu  wentylacji nasłuchiwałam, jak metalowe stopy animatroników wybijały głuche rytmy przy poruszaniu się.
- Hej, gdzie jesteś!? Nie zrobimy ci krzywdy! - usłyszałam czyiś głos.
- Ona się was nie boi - do mych sztucznych zmysłów doszedł znany głos z nutą dezaprobaty. - To wy powinniście się jej bać.
Ogarnęła mnie gwałtowna złość. Co prawda nie miałam wgranych plików symulujących agresję, jednak mieszając inne uczucia byłam w stanie ją uzyskać.
- Jest niebezpieczna? - niknący z daleka głos pobrzmiewał wahaniem.
- Mało powiedziane - burknął Fredbear. - To ona  właśnie mnie tak rozdrapała, że przenieśli mój transport do pizzerii, o kolejne 2 miesiące.
Szuranie metalowych stóp ucichło. Puste ściany korytarza, przeniosły do mojej wentylacji, głuche westchnienie jednego z animatronów.
- Myślisz, że pracownicy o niej wiedzą?
- Wątpię. Jedynie poprzedni właściciel, zgodził się na przetransportowanie animatroników z fabryki do jego  lokacji, jednak zanim zostały one naprawione, lokacja się zmieniła. Następny właściciel, te które odnalazł, oddał na złom, jednak jestem pewien, że w obecnej lokacji możliwe jest to, że znajdziemy to inne animatrony.
- Nie zgadzam się na ich szukanie, Dashie - odparł  stanowczo kobiecy głos. Nie miałam zamiaru słuchać dalej ich rozmowy. Wycofałam się w cień wentylacji, podążając korytarzem metalowych ścian.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że takie krótkie, ale ostatnio nie miałam czasu ;(
Miałam jeszcze dać zdj obrazka Dashiego ( ͡° ͜ʖ ͡°)  ale zgubiłam go xD
Kiedyś go znajdę xD

sobota, 20 czerwca 2015

Christine cz. 2

Cofnęłam się gwałtownie do tyłu. Stałam, przed zdziwioną szarą lisicą. Fioletowe oczy, rozszerzyła to maksymalnych, rozmiarów, wpatrując się we mnie, ze zdziwieniem. Miała na sobie pomarańczową sukienkę oraz długi, puszysty ogonek. Pod jej mechanicznym okiem, czaiły się trzy, świecące gwiazdki.
Zaskrzypiałam cicho, co oznaczało cichy jęk.Dawno, nie widziałam na oczy, innego ... kogoś, takiego samego jak, ja więc, bałam się odezwać. Lisica chyba też  nie miała ochoty, zaczynać rozmowy.
Staliśmy, tak przez dłuższą, chwili wpatrując się w siebie, aż w końcu odważyłam się wydobyć jakiś odgłos z metalowych rurek, w moim ciele.
- Um ... Cz-e-e-eść ... - zajęczałam, idealnie dla dawno nie używanego robota. 
- Ehm... - szara samica, potrząsnęła głową - Hej. Mam na imię Star.
Pomachała mi ręką, niczym do dziecka w ramach, zabawienia go, po czym, zdołała się do mnie uśmiechnąć.
- Ja-a .. n-nie .. w-w-iem ...- mruknęłam, po czym gwałtownie, upadłam na ziemię.  - C-Chyba ... 
Próbowałam coś powiedzieć jednakże dawno nie używane "sztuczne struny głosowe" zawiesiły się wraz z całym moim ciałem.
********
Ok ... OSTATNI, OSTATECZNY,NAJBARDZIEJ OSTATECZNY RAZ robię krótkie opo ;w; Później, będzie lepiej obiecuje x3 
Ale weny nie mam no ;w; Ja na poważnie zrobię, długie opo :c chciałabyś ... 


czwartek, 18 czerwca 2015

STAR MORDERCZYNI ;-; (Nudy źle na mnie działają...)

PRZPERASZAM WAS;-;
Ale... PRZYGNIOTŁAM DRZWIAMI MUCHĘ ;-;
Czuję się z tym tak źle...
ZAPALMY ZNICZ DLA BIEDNEJ MUCHY.
[*]
Żegnaj mucho.
(Nie mam najmniejszego pojęcia po co to robię)

wtorek, 16 czerwca 2015

Christine (cz. 1)

Poczułam, przyjemne mrowienie, w metalowym kręgosłupie i nagle, świat się przede mną otworzył. Kolory, nabrały jaskrawości a odgłosy stały się wyraźniejsze. Spróbowałam, się ostrożnie podnieść. Od dawna się nie ruszałam - już od trzech lat siedzę, w tym ... czymś, w którym teraz siedzę i odłączona od rzeczywistości, nie ruszyłam ani jedną kończyną.
Rozejrzałam, się ostrożnie po terenie - leżałam, pośrodku ciemnego małego pomieszczenia. Wokół, mnie była zupełna pustka, nie licząc, jakiś dwóch pudeł, wciśniętych w kąt.
Podniosłam się ostrożnie i z wielkim szczękiem, spadłam na ścianę.
"Cóż ... trzeba, potrenować chodzenie" pomyślałam z przekąsem i ponowiłam próbę.
Tym, razem, metaliczne nogi, utrzymały się twardo na ziemi, a kiedy zdałam sobie z tego sprawę, uśmiechnęłam się z dumą po czym, ruszyłam, na przeciw ... drzwiom? Tak. zdecydowanie, to było jedynym moim celem. No chyba że chciałam poskromić te dwa niewinne pudełka.
Wzięłam, oddech i postąpiłam, krok. Utrzymałam, się więc zrobiłam to po raz kolejny.Teraz również się udało - mogłam więc dojść do celu.
Kiedy doszłam, zatrzymałam się i wzięłam oddech. Dotknęłam, delikatnie metalu - z czego zrobione były owe drzwi - i zamknęłam oczy. Nie, wiedziałam co będzie stało po przeciwnej stronie - nie wiedziałam, w ogóle gdzie jestem. Musiałam, najpierw sobie to wszystko poukładać. Oczywiste było to iż kiedyś istniałam na tym świecie bo wiedziałam jak się nazywam - co było wprawdzie zadziwiające. Jednak, mój wygląd oraz położenie było nieznane, a bez tej wiedzy, nie zamierzałam się z tond ruszyć. No ale cóż ... trzeba, to trzeba.
Westchnęłam, przerywając nieziemsko, niepokojącą ciszę i z całej siły, popchnęłam wejście. Te, pod moim ciężarem, upadło ciężko na ziemię. Albo przynajmniej "upadłoby" ponieważ w ostatniej chwili - z trudem - złapałam je. Wydawało się zadziwiającą lekkie jak na takie o metaliczne cuś. Ale nie zapominajmy że wciąż jeszcze byłam sprawnym robotem zrobionym z tego samego materiału.
Odetchnęłam z ulgą i w końcu spojrzałam przed siebie. To co zobaczyłam, sprawiło że przez moje mechaniczne żyły, przebiegł dreszcz.
********
Neeeeeeeinnnn nie umiem pisać ;w; 
Hi!
Jak, zauważyliście pani Szczur Star, pozwoliła mi dołączyć do oto tu tego bloga c: Nie, jestem jakaś super-hiper-mega dobra w pisaniu i jestę początkującą (no dobre, nie tyle co początkującą bo coś jednak umiem  xd) więc bez pretensji ;w;
Jeżeli znooowuu będą jakie cholerne niepotrzebne przecinki znajdziecie błąd/coś co można byłoby poprawić - jestem gotowa to przeczytać x3
(Etykieta z moimi opowiadaniami będzie pod tytułem "Christine the Lynx" ;3)
Dło widzenia!

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział VIII - NOCOWANKO! / Rozdział IX - Nieszczęście jest jak boomerang I/III

Następnego dnia pizzeria była zamknięta, bo tej nocy miało tam być nocowanie. Kilkoro dzieci miało przyjść na noc do budynku, a strażnicy mieli opiekować się nimi, opowiadać o budowie animatronów... Ale najpierw musieli nam wyłączyć tryb swobody w nocy. Do Części/Serwis po prostu mieli zamknąć drzwi. Opierałam się wyłączeniu swobody, szarpałam się i biegałam, reszta animatronów śmiała się jak głupki. W końcu potknęłam się o prezent i zmęczeni pracownicy szybko poszperali w ustawieniach. Coś we mnie pękło. Miałam teraz na odwrót, wolna wola w dzień, a w noc nie. Potem zajęli się Toy Dashie'm i próbowali ustalić jakim cudem stracił prawie całą sierść na ręce. Obróciłam się na... um... pięcie? Niech będzie, pięcie (Sorry bardzo ale animatroniki raczej pięt nie mają :3) i poszłam sprawdzić co u "starych". Ledwo podeszłam, wyskoczył Dashie. Przewrócił mnie i poszedł do miejsca gdzie pracowali.
- Idiota - mruknęłam.
Poszłam za psem. Skradał się cicho do pracowników. Gdy jeden się odwrócił, Dashie jak to ma w swojej naturze, wyskoczył mu na twarz drąc się na swoje całe metalowe gardło. Skończyło się na tym że dostał z liścia od przerażonego pracownika, a ten drugi krzyknął i kopnął pierwszego.
- No to teraz piesek pójdzie grzecznie spać do budy - warknęłam i złapałam psa za długą szyję.

*kilka godzineł później :3*

Patrzyłam na zegar. Była ledwie minuta do pół nocy. Parę dzieci już przyszło i bawiło się z Toy'ami. Moją uwagę przykuło nagle ciche skrzypnięcie drewnianych drzwi z oknami. Większość dzieci wchodziło normalnie, te młodsze wbiegały do pizzerii, a ich rodzice biegli za nimi. Rozpoznałam znajomą twarz w mgnieniu oka. Już chciałam podbiec i wykrzyknąć imię dziewczynki, gdy nogi odmówiły mi posłuszeństwa. 12:00. Coś we mnie trzasnęło i mogłam robić tylko to, co nakazywała mi moja sztuczna inteligencja. Usłyszałam tylko parę głosów. Były niezrozumiałe, bo brak wolnej woli sprawia że słowa ludzi słychać jak mamrotanie. Ale coś wychwyciłam. Nowe animatroniki. Budują kolejne Toy'e. Zaniepokoiłam się. Nie chciałabym znów wylądować tam, gdzie są wszyscy niechciani. Ale jeśli nie ja, to Lily? Nie wyobrażałam sobie aby Lily mogła mieć Toy'a. Była prawie że idealna, łagodna i miła dla dzieci, przyjemna w dotyku bo zrobiona z tysiąca sztucznych piórek i sztucznego puchu. Słyszałam że budowa jej zajęła prawie 3 lata. Jeden ze strażników przyniósł ednoszkielet zastępczy Bonnie'go. Pokazał budowę. Skąd to wiedziałam? NIE WIEM. Potem wszyscy już spali. I usłyszałam wtedy uderzanie w drzwi, ktoś próbował je najpewniej otworzyć. Zaciekwiona chciałam ruszyć i zobaczyć co to jest, który animatronik chce uciec z Parts/Service. Ale nie mogłam. Jeden z dorosłych usłyszał to. Zignorował. Ale to był błąd...

 
*ŁŁAAA SUPRAJS MADAFAKA INFO Z GAZETY!*
 
Tragiczny wypadek w sławnej pizzerii Freddy Fazbear Pizza! Jeden z animatronów poważnie zranił jednego z pracowników, podobno był to niedokończony projekt. Sławna pizzeria zamknięta na dwa dni aby dowiedzieć się co było powodem ataku. Dzieci, które były wtedy na nocowaniu mówią że był to kot.
 
***
 
Opierałam się o coś plecami. Stary animatronik, od razu to wyczułam po tym jak jego miękka "sierść" poruszyła się. Usłyszałam cichy płacz. Otworzyłam oko. Drugiego nie mogłam. Dotknęłam go i zamarłam. Miejsce te wypełniała pustka. Wstałam, a przy tym wydałam hałas. Ednoszkielet ze stóp poruszał się po kafelkach ciemnego otoczenia. Zobaczyłam płaczącą sójkę i Freddy'ego, który chciał pomóc Lily. Dashie wisiał na suficie i bawił się swoim zwisającym uchem. Podeszłam do płaczącej sójki. I dopiero wtedy zobaczyłam w jakim jest stanie. Wypatroszony ogon z małą kitką na końcu, urwany grzebień, ręka. Druga była bez kostiumu i z urwaną dłonią. Ale najgorsza była jej głowa. A dokładnie - dziób. Urwana górna część i wielkie zęby. Nogi były bez kostiumu, a jedna urwana w miejscu kolana.
- Nie był ciebie wart Lily. Przestań płakać. Już wiesz że Toy Freddy był zwykłą szmatą, który patrzył na to co jest na zewnątrz. Nie obchodziła go twoja dobroć - powiedziała Chica.
- Ej! Star wstała! - krzyknął Dashie, którego przestało interesować ucho.
- Fajnie się spało na baranach u Bonnie'go? - spytał Foxy żartobliwie. Zarumieniłam się.
- No ale ludzie mnie tak postawili, nie? - odpowiedziałam.
Weszłam w głąb pokoju i przewróciłam się. Animatrony spojrzały na mnie. Wstałam i moją uwagę przykuł błysk. Dotknęłam... pazura. Złapałam za nogę i wyciągnęłam z głębi coś co wyglądało jak jaszczurka. Nie widziałam tego wcześniej. To był, a raczej była... Dinozaur (szit nie wiem jak powiedzieć dinozaur w formie żeńskiej).
- LOU! - krzyknął Lisiasty - kiedy jeszcze byłem sprawny przywieźli ją! Parę dni posiedziała, ale potem nas schowano.
Przyjrzałam się zielonemu stworzeniu. Miało resztki czerwonych piórek, identyczne jak Lily. No to sójka już wie komu jest dłużna... Wielki pysk był goły, ani kawałka kostiumu. Głowa była normalna.
Ogon był urwany, a nogi zmasakrowane. Popatrzyłam na resztą. Byliśmy tego samego zdania. Po chwili przesunęłam nacisnęłam guzik i dinozaurka (niech będzie że nazwiemy ją dinozaurką :3) włączyła się zamrugała oczami, popatrzyła na nas.
- Cz-cześć - powiedziała. Jej głos przypominał skrzek papugi.
- Hej. Lou... Pamiętasz nas? To my... Jesteśmy twoimi przyjaciółmi... - szepnął Dashie.
Przypomnieliśmy jej imiona, a po tym Dashie i Foxy oprowadzili ją po pizzerii. Freddy, Bonnie, Lily i Chica poszli polować na strażnika. Zostałam sama. Otworzyłam szufladę, w której leżała sierść Toy Dashie'go. Była tam. Zamknęłam ją z trzaskiem, co zaskutkowało, że z tej nieco wyższej półki spadła książka. A może zeszyt? Nie wiem. W każdym razie były to projekty animatroników. Wszystkich, które kiedyś mieli wznowić. Sięgnęłam po niego. Jednym okiem nie łatwo było czytać, ale wyczytałam jedno słowo. Star. Projekty o mnie? Otworzyłam to na środku. Były tam modele pyska, a raczej języka, wysunęłam swój i zorientowałam się, że na dolnej części pyska nie mam kostiumu. Język miałam długi, widać było że metalowy. Ten na projekcie był krótki, dokładny i pokryty gumą. Miał funkcję rozpoznawania smaków. Przewróciłam kilka stron dalej. Uszy. Możliwość wychwytywania dźwięków podczas wyłączenie i dokładne słyszenie podczas wyłączenia wolnej woli. Same uszka były ruchome. I zobaczyłam że miałam urwany jeden palec. Obejrzałam się dokładnie. Ogon był od połowy bez kostiumu i urwany na koniec. Nie miałam jednego ucha. Sukienka podarta od dołu. Warknęłam. To były projekty Toy Star. Przez nią moje nieszczęścia. Straciłam całkowicie kontrolę...
 
***
 
No rozpisałam się...
To przez Szadoła >.<
On tak fajnie i długo pisze i tyle :3
Macie arta! Mamy tam Lou, Lily, Star, Dashie'go i Squirrle :3
I sorry że niewyraźne OnO
Wcięła się moja ręka i kawałek pokoju, ale sorry już tak wyszło ;P

wtorek, 9 czerwca 2015

Squirrle cz.2

Krew.
Krew była wszędzie.
Czułam ją w pysku, przelewała się przez łapy i między trybikami w głębi ciała. Była tak lepka i mokra, zabarwiła moje świeżo odkurzone futro.
Kamery w moich oczach gwałtownie się wyłączyły i  zapadła ciemność. Nie pamiętam co się dalej stało...
Chyba...przestałam działać.
Jedynie co zostało w mojej pamięci, to urywek rozmowy, zapisany w nagraniu, które ukradkiem włączyło się do działania. Było zaburzone szelestem, krzykami i piszczeniem gumowych butów pracowników, ocierających się o śliską podłogę. Ktoś wypowiadał się niewyraźnie, szybko i mylił sylaby.
- ...Od czego to zależy?
- Mówiłem ci już, każdy animatronik ma wgrany "system psychiki". Program odpowiadający za jego zachowanie podczas występów.
- C-Co? M-Myślałem, że są zaprogramowane tak, aby odgrywały wciąż tą samą role i śpiewały te same piosenki, i ogólnie się POWTARZAŁY.
- To miało być dodane jako uatrakcyjnienie robotów, aby mogły być zdolne do samowoli. Jak widzisz, program nie wypalił, system nie dotrzymał odpowiedzialności. Musiała wdać się tam jakaś usterka,albo wirus.  W każdym razie: ma uszkodzony system psychiczny.
- I co teraz? Powinniśmy je znieść?
- Musielibyśmy najpierw dowiedzieć się, co DOKŁADNIE jest nie tak. Zdaje się, że program nawalił, mieszając zachowania i przestawiając symulacje. To wywołało agresję.
- Przecież nie wgrywaliśmy im takiego zachowania do dysku!
- Wiem, ale potrzebowaliśmy go na potrzeby kabaretu. Jeden powiedział coś głupiego, drugi mógł się na niego lekko pogniewać. To był chwilowy grymas, nic więcej...
- Ugh, dosyć. Musimy je znieść. Koniec z samowolą u animatroników.
- Ale...co z nią zrobimy? Jest naszym pierwszym udanym projektem!
- Nie jest udany, Jeremy. Czy widzisz do czego doprowadziliśmy? To my pracowaliśmy nad programem.
- Mamy w zanadrzu drugiego animatronika. Fredbear, o ile sie nie mylę.
- Wystarczy mu wyciąć program i z głowy! Wciśniemy szefowi jakiś kit, i nikt się nie dowie o tragedii.
- Nie, Jeremy. Już za późno.
W chwili trybiki padły, a mój system pochłonęła ciemność.
Kiedy mnie zostawili, zdałam sobie sprawę, jaki ból sprawia uszkodzona psychika. Spojrzałam na swoje ostre, pozbawione wełnianego kostiumu szpony, długości dwóch palców wskazujących, i już wiedziałam, jak owy ból uśmierzyć. ......
<> <> <>
- Squirrle..Co ty....?
Strumień światła wpełzł do pokoju otoczonego martwymi cieniami. Patrzyłam wciąż na swoje szpony, tak długie i ostre, na szczątki kostiumu na podłodze. W łapach trzymałam okrągłe gałki oczne z endoszkieletu.  Moje oczodoły, pozbawione wypełnienia, ziały ciemnością, rozświetlane jedynie przez wewnętrzne żarówki.
- Ty..ty..

Zapach krwi...

W wejściu stał wysoki animatronik - wesoły żółty miś, nowa twarz pizzerii, Fredbear. Chociaż uszyte na jeden wyraz maski, nie pozwalały okazywać uczuć, wiedziałam, że jest przerażony.
Odwróciłam  ku niemu pysk ze stęknięciem metalu. Podniosłam się z kolan, ukazując poszarpany kostium - gołe trybiki poruszały się odsłonięte między kośćmi endoszkieletu. Nie posiadałam kostiumu na prawym uchu, brzuchu jednej łapie i jednej nodze.
- Co ty sobie zrobiłaś...? - Goldie nie mógł wymówić słów. - Dlaczego się rozdrapałaś...? Chciałaś...chciałaś wyciąć sobie  program psychiczny, czy cały dysk?
- OkŁaMaŁeŚ mNiE - wyjąkałam jedynie ze zgrzytem. Czułam jak nowo użyte pliki głosu, rozgrzewają się pod całym tym mechanizmem.  Tym razem miś się zmieszał.
- J-Jak to..?
- PoWiEdZiAłEś, żE zE wZglĘdU na WszYstkO bĘdziEsZ mNie chrOniŁ. PowstrZymaSz oD AtaKóW. - mój głos przeszedł w demoniczny pisk wywołany uszkodzeniem systemu.  - NiE zrobIłeŚ tEgo.MyślAłeś tylKo o sObie.

Wisi w powietrzu...


- Squirrle, nie jesteś sobą. Uspokój się. - Goldie starał się mówić poważnie.
- Przez cały czas myślałeś, tylko o tym, aby wyeliminować mnie z gry. Chciałeś zostać twarzą pizzeri. Zająć moje miejsce. przepraszam, nie chce mi się wyolbrzymiać liter
- N-nie, Squi, proszę...
- Zazdrościłeś mi... - pisnęłam ostatkami sił, zanim plik się przegrzał. Z pyska buchnęła mi para, po czym rzuciłam się na Goldiego - mojego najlepszego przyjaciela. Jednak dalej, los potoczył mną jak piłką, popychając o jeden krok w stronę piekła...

Nie wytrzymam dłużej.
<3 lata później>

FABRYKA ......... ZAMKNIĘTA!
Wczoraj o godzinie 17:00 w dniu 21.09......... znana fabryka animatroników w ...... zostaje zamknięta z nieznanych powodów! Dziennikarze twierdzą...........................................................................że nie zamierzają kontynuować pracy/.......................... Zawartość budynku zostaje sprzedana, wraz z animatronikami, których sprawne modele zostaną przetransportowane do ...............Pizzeria.  ..........................zostanie spalona, bądź oddana na złomowisko....................................
..........................................................................
..........................................................................................................

Dashie spojrzał na Star, znad podniesionej gazety. 
- Kiedy to było? Jakieś sto lat temu? - zapytał, po czym obwąchał pognieciony dokument niczym pies, chociaż i tak nie posiadał programu odpowiadającego za rozpoznawanie zapachów. 
Star, wysoka lisica o szarym futrze i fioletowych oczach, podeszła do maszyny podobnej do kłębowiska splątanych kabli i drutów z brudną psią głową, zwaną jako Dashie.
- Przecież to śmieć, po co to czytasz? - westchnęła dramatycznie, po czym wyrwała animatronikowi gazetę.
- Czekaj! - maszyna wydała ostry zgrzyt. - To ta fabryka z której pochodzi Goldie? 
Na dźwięk znajomego imienia lisica odwróciła się, patrząc nienaturalnie na Dashiego spod długich rzęs. Walczyła z pragnieniem przeczytania druku, jednak w ostateczności wydała z siebie przerywane westchnienie.
- Daj spokój, co z tego?
- Goldie mówił, że nie był jedynym animatronikiem w fabryce. Piszą tutaj, że sprawne animatrony przenieśli do naszej lokacji!
- I co sugerujesz?
- Możliwe, że przeoczyliśmy parę dostaw.
Star zmarszczyła brwi.
- Fredbear był jedynym sprawnym animatronikiem w tamtych czasach. Resztę sprzedano, lub zmiażdżono w złomowisku. Nawet jeśli znalazł się jakiś animatronik godny do użycia, musiały by tu leżeć z kupę lat i do tego czasu zakurzyć się na śmierć. 
- I tak nie zaszkodzi sprawdzić.
- Dashie!
- Czego?
- Jesteś głupi.
- Słyszę to codziennie.
Kłótnia trwała by długo gdyby nie przerwał jej stukot metalu o zużytą podłogę pizzeri. Z ciemności korytarza wyłonił się kolejny animatronik - płci żeńskiej, wysoka jak wszystkie, sójka. (nie znam wyglądu lili więc nie opiszę)
- Czy wy jesteście nienormalni? - zapytała zmęczonym głosem. 
- Tak trochę - wymsknęło się Dashiemu.
- Jest 23 w nocy, wszystkie animatroniki już dawno są wyłączone, a wy wydzieracie papy na korytarz z kolejnego bezsensownego powodu! - sójka nie szczędziła szyderczych odzywek. Lili z natury szybko się denerwowała i ogólnie nigdy nie zawahałaby się nad rozszarpaniem cię na strzępy. To dzięki niej Dashie zmienił się w turlającą się kulę  sfatygowanego metalu. W jednej łapce trzymała kolorową paletę farb, a w drugiej lakierowany pędzel.
- Dashie zamierza szukać ukrytych animatroników po pizzeri - burknęła Star, rzucając zdenerwowane spojrzenie na psa. Sójka zainteresowała się.
- To nie jest zły pomysł - uniosła dziób. - Chodź raz się z tobą zgodzę, cepie.
- Ale mogłabyś w końcu przestać nazywać mnie cepem. To nie miłe.
- O to chodzi, mała pokrako. Idź szukać mózgu w własnym endoszkielecie.
- Czy was już kompletnie powaliło! - przerwał im szary lis.
- Tak trochę - powtórzył Dashie. 
- To niemożliwe aby znajdował się ktokolwiek poza nami i Toyami. Wiedzielibyśmy o tym.
- Prawdę mówiąc, kilka dni temu dowiedziałam się, że przyprowadzili z gruzów fabryki kolejny model. Jest w stanie użycia, jednak muszą go jeszcze sprawdzić.
Na słowa Lili Dashie spojrzał znacząco na Star spod uniesionych brwi. Lisica opuściła uszy w wyrazie irytacji.
- Zamierzacie łazić po korytarzach i wołać "HEEEEJ, ZEPSUTY ANIMATRONIKUUU! GDZIE JESTEŚ!?" ?
- Tak trochę - mruknął Dashie. 

<> <> <>

Ostatnie co jeszcze zapamiętałam, po ataku na przyjaciela, to ogień. Rozprzestrzeniał się szybko, a ja byłam całkowicie oślepiona jego blaskiem. Nie pamiętam, co się zdarzyło. Płomień osmalił mi mechanizm, straciłam kontrolę, upadłam. Rozwaliłam sobie tył głowy, uszkodziłam system.
A potem...była już tylko ciemność.
Która towarzyszyła mi przez całe życie, ciemność która zakończy moje istnienie.
Rdzewiejące kończyny, kurz zbierający się w trybikach - jedyne cierpienia towarzyszącej mi męczarni która działa się z moim systemem.
Powracały wspomnienia, zapisane gdzieś w moim wnętrzu....

Zapach krwi..
Wisi w powietrzu....
Nie wytrzymam dłużej...
Skrzyp prutego złotego materiału... Krzyk ludzi, pisk podłogi.... Plątanina głosów...
Zapisane zdarzenia uwierały mą podświadomość, niszcząc ją, niczym choroba trawiąca ludzkie ciało.
I wtedy coś się zdarzyło.
Dawno nie używane kończyny spięły się, a mechaniczne ciało przeszedł dreszcz. Rdza pękła w paru miejscach, a ja zdałam sobie sprawę z jednego - kontrola.
Tak dawno jej nie czułam...
Zapomniałam jaka to przyjemność....
Jedyna nadzieja, przez lata.
Pamiętałam dobrze, jak trybiki poruszały się pod materiałem, pamiętam czekanie na uruchomienie kamer, programu analizy..... jednak on nie nastąpił. Już straciłam nadzieję, że się rozbudzę z wiecznego cierpienia, gdy nagle miotnęły mną drgawki, a kamery uruchomiły się. 
Przez chwilę nic się nie działo. Po chwili gryząca ciemność, rozrzedziła się, a moje zmysły uderzyło ostre światło. Zapominając o używaniu kończyn, nie byłam w stanie się przed nim osłonić.
Później co zobaczyłam to kontury. Delikatnie rysowały się w pustej przestrzeni, coraz ostrzej i ostrzej. Rozpoznawanie kolorów było uszkodzone, kiedyś żrące odcienie stały się wyblakłe. Widziałam trójwymiarowo, co przyjęłam z ulgą, jednak dwu-wymiar był dla mnie czarną magią.
Pierwsze co zobaczyłam to był....pysk.
Brak możliwości analizy był dla mnie jak brak dotyku dla ślepego - byłam jak pół-ślepa. Nie mogłam określić kształtów, jednak niektóre zalęgły mi w pamięci.
Pysk...Wielki kudłaty. Dźwięki wydawane z zewnątrz, były dla mnie niedostępne, jednak on poruszał nim....
Wystraszyłam się, i nie wiedząc co robię uderzyłam łapą w obiekt, po czym odskoczyłam jak kot. Trybiki gwałtownie się przegrzały, groził mi rozpierdol wybuch systemu.
- Hey, hey spokojnie - usłyszałam cichy szept od strony animatronika, rozcierającego sobie nos. Zdałam sobie sprawę, że było ich więcej, jednak ich sylwetki były rozmazane. Bałam się, jednak...
Spojrzałam w lewo. Mimo uszkodzonego systemu, widziałam go wyraźnie. 
Złoty wesoły miś Fredbear. Twarz pizzeri Fredbear Familly Dinner.

- OuH...FuCk...

Jedyne co pamiętam, zanim zapadła ciemność to słowa tamtego kundla.

- Nie wiedziałem, że animatroniki potrafią przeklinać.

__________________________________________________________________________

Tam, tam taaaam! Oto kolejna część historii Squirrle ^^ Wiem, że dość krótkawa przyzwyczaiłam się, że kol piszą opowiadania długie jak rolki papieru toaletowego, jednak wena nie dokucza T^T
Moje beztalencie rani wasze oczy mhahahah... Jednak zamierzam się tutaj rozwijać, kto wie, może za pare lat, moje opowiadanie będą tak dobre jak Sztefana? Wybacz, że o tobie wspomniałam