wtorek, 9 czerwca 2015

Squirrle cz.2

Krew.
Krew była wszędzie.
Czułam ją w pysku, przelewała się przez łapy i między trybikami w głębi ciała. Była tak lepka i mokra, zabarwiła moje świeżo odkurzone futro.
Kamery w moich oczach gwałtownie się wyłączyły i  zapadła ciemność. Nie pamiętam co się dalej stało...
Chyba...przestałam działać.
Jedynie co zostało w mojej pamięci, to urywek rozmowy, zapisany w nagraniu, które ukradkiem włączyło się do działania. Było zaburzone szelestem, krzykami i piszczeniem gumowych butów pracowników, ocierających się o śliską podłogę. Ktoś wypowiadał się niewyraźnie, szybko i mylił sylaby.
- ...Od czego to zależy?
- Mówiłem ci już, każdy animatronik ma wgrany "system psychiki". Program odpowiadający za jego zachowanie podczas występów.
- C-Co? M-Myślałem, że są zaprogramowane tak, aby odgrywały wciąż tą samą role i śpiewały te same piosenki, i ogólnie się POWTARZAŁY.
- To miało być dodane jako uatrakcyjnienie robotów, aby mogły być zdolne do samowoli. Jak widzisz, program nie wypalił, system nie dotrzymał odpowiedzialności. Musiała wdać się tam jakaś usterka,albo wirus.  W każdym razie: ma uszkodzony system psychiczny.
- I co teraz? Powinniśmy je znieść?
- Musielibyśmy najpierw dowiedzieć się, co DOKŁADNIE jest nie tak. Zdaje się, że program nawalił, mieszając zachowania i przestawiając symulacje. To wywołało agresję.
- Przecież nie wgrywaliśmy im takiego zachowania do dysku!
- Wiem, ale potrzebowaliśmy go na potrzeby kabaretu. Jeden powiedział coś głupiego, drugi mógł się na niego lekko pogniewać. To był chwilowy grymas, nic więcej...
- Ugh, dosyć. Musimy je znieść. Koniec z samowolą u animatroników.
- Ale...co z nią zrobimy? Jest naszym pierwszym udanym projektem!
- Nie jest udany, Jeremy. Czy widzisz do czego doprowadziliśmy? To my pracowaliśmy nad programem.
- Mamy w zanadrzu drugiego animatronika. Fredbear, o ile sie nie mylę.
- Wystarczy mu wyciąć program i z głowy! Wciśniemy szefowi jakiś kit, i nikt się nie dowie o tragedii.
- Nie, Jeremy. Już za późno.
W chwili trybiki padły, a mój system pochłonęła ciemność.
Kiedy mnie zostawili, zdałam sobie sprawę, jaki ból sprawia uszkodzona psychika. Spojrzałam na swoje ostre, pozbawione wełnianego kostiumu szpony, długości dwóch palców wskazujących, i już wiedziałam, jak owy ból uśmierzyć. ......
<> <> <>
- Squirrle..Co ty....?
Strumień światła wpełzł do pokoju otoczonego martwymi cieniami. Patrzyłam wciąż na swoje szpony, tak długie i ostre, na szczątki kostiumu na podłodze. W łapach trzymałam okrągłe gałki oczne z endoszkieletu.  Moje oczodoły, pozbawione wypełnienia, ziały ciemnością, rozświetlane jedynie przez wewnętrzne żarówki.
- Ty..ty..

Zapach krwi...

W wejściu stał wysoki animatronik - wesoły żółty miś, nowa twarz pizzerii, Fredbear. Chociaż uszyte na jeden wyraz maski, nie pozwalały okazywać uczuć, wiedziałam, że jest przerażony.
Odwróciłam  ku niemu pysk ze stęknięciem metalu. Podniosłam się z kolan, ukazując poszarpany kostium - gołe trybiki poruszały się odsłonięte między kośćmi endoszkieletu. Nie posiadałam kostiumu na prawym uchu, brzuchu jednej łapie i jednej nodze.
- Co ty sobie zrobiłaś...? - Goldie nie mógł wymówić słów. - Dlaczego się rozdrapałaś...? Chciałaś...chciałaś wyciąć sobie  program psychiczny, czy cały dysk?
- OkŁaMaŁeŚ mNiE - wyjąkałam jedynie ze zgrzytem. Czułam jak nowo użyte pliki głosu, rozgrzewają się pod całym tym mechanizmem.  Tym razem miś się zmieszał.
- J-Jak to..?
- PoWiEdZiAłEś, żE zE wZglĘdU na WszYstkO bĘdziEsZ mNie chrOniŁ. PowstrZymaSz oD AtaKóW. - mój głos przeszedł w demoniczny pisk wywołany uszkodzeniem systemu.  - NiE zrobIłeŚ tEgo.MyślAłeś tylKo o sObie.

Wisi w powietrzu...


- Squirrle, nie jesteś sobą. Uspokój się. - Goldie starał się mówić poważnie.
- Przez cały czas myślałeś, tylko o tym, aby wyeliminować mnie z gry. Chciałeś zostać twarzą pizzeri. Zająć moje miejsce. przepraszam, nie chce mi się wyolbrzymiać liter
- N-nie, Squi, proszę...
- Zazdrościłeś mi... - pisnęłam ostatkami sił, zanim plik się przegrzał. Z pyska buchnęła mi para, po czym rzuciłam się na Goldiego - mojego najlepszego przyjaciela. Jednak dalej, los potoczył mną jak piłką, popychając o jeden krok w stronę piekła...

Nie wytrzymam dłużej.
<3 lata później>

FABRYKA ......... ZAMKNIĘTA!
Wczoraj o godzinie 17:00 w dniu 21.09......... znana fabryka animatroników w ...... zostaje zamknięta z nieznanych powodów! Dziennikarze twierdzą...........................................................................że nie zamierzają kontynuować pracy/.......................... Zawartość budynku zostaje sprzedana, wraz z animatronikami, których sprawne modele zostaną przetransportowane do ...............Pizzeria.  ..........................zostanie spalona, bądź oddana na złomowisko....................................
..........................................................................
..........................................................................................................

Dashie spojrzał na Star, znad podniesionej gazety. 
- Kiedy to było? Jakieś sto lat temu? - zapytał, po czym obwąchał pognieciony dokument niczym pies, chociaż i tak nie posiadał programu odpowiadającego za rozpoznawanie zapachów. 
Star, wysoka lisica o szarym futrze i fioletowych oczach, podeszła do maszyny podobnej do kłębowiska splątanych kabli i drutów z brudną psią głową, zwaną jako Dashie.
- Przecież to śmieć, po co to czytasz? - westchnęła dramatycznie, po czym wyrwała animatronikowi gazetę.
- Czekaj! - maszyna wydała ostry zgrzyt. - To ta fabryka z której pochodzi Goldie? 
Na dźwięk znajomego imienia lisica odwróciła się, patrząc nienaturalnie na Dashiego spod długich rzęs. Walczyła z pragnieniem przeczytania druku, jednak w ostateczności wydała z siebie przerywane westchnienie.
- Daj spokój, co z tego?
- Goldie mówił, że nie był jedynym animatronikiem w fabryce. Piszą tutaj, że sprawne animatrony przenieśli do naszej lokacji!
- I co sugerujesz?
- Możliwe, że przeoczyliśmy parę dostaw.
Star zmarszczyła brwi.
- Fredbear był jedynym sprawnym animatronikiem w tamtych czasach. Resztę sprzedano, lub zmiażdżono w złomowisku. Nawet jeśli znalazł się jakiś animatronik godny do użycia, musiały by tu leżeć z kupę lat i do tego czasu zakurzyć się na śmierć. 
- I tak nie zaszkodzi sprawdzić.
- Dashie!
- Czego?
- Jesteś głupi.
- Słyszę to codziennie.
Kłótnia trwała by długo gdyby nie przerwał jej stukot metalu o zużytą podłogę pizzeri. Z ciemności korytarza wyłonił się kolejny animatronik - płci żeńskiej, wysoka jak wszystkie, sójka. (nie znam wyglądu lili więc nie opiszę)
- Czy wy jesteście nienormalni? - zapytała zmęczonym głosem. 
- Tak trochę - wymsknęło się Dashiemu.
- Jest 23 w nocy, wszystkie animatroniki już dawno są wyłączone, a wy wydzieracie papy na korytarz z kolejnego bezsensownego powodu! - sójka nie szczędziła szyderczych odzywek. Lili z natury szybko się denerwowała i ogólnie nigdy nie zawahałaby się nad rozszarpaniem cię na strzępy. To dzięki niej Dashie zmienił się w turlającą się kulę  sfatygowanego metalu. W jednej łapce trzymała kolorową paletę farb, a w drugiej lakierowany pędzel.
- Dashie zamierza szukać ukrytych animatroników po pizzeri - burknęła Star, rzucając zdenerwowane spojrzenie na psa. Sójka zainteresowała się.
- To nie jest zły pomysł - uniosła dziób. - Chodź raz się z tobą zgodzę, cepie.
- Ale mogłabyś w końcu przestać nazywać mnie cepem. To nie miłe.
- O to chodzi, mała pokrako. Idź szukać mózgu w własnym endoszkielecie.
- Czy was już kompletnie powaliło! - przerwał im szary lis.
- Tak trochę - powtórzył Dashie. 
- To niemożliwe aby znajdował się ktokolwiek poza nami i Toyami. Wiedzielibyśmy o tym.
- Prawdę mówiąc, kilka dni temu dowiedziałam się, że przyprowadzili z gruzów fabryki kolejny model. Jest w stanie użycia, jednak muszą go jeszcze sprawdzić.
Na słowa Lili Dashie spojrzał znacząco na Star spod uniesionych brwi. Lisica opuściła uszy w wyrazie irytacji.
- Zamierzacie łazić po korytarzach i wołać "HEEEEJ, ZEPSUTY ANIMATRONIKUUU! GDZIE JESTEŚ!?" ?
- Tak trochę - mruknął Dashie. 

<> <> <>

Ostatnie co jeszcze zapamiętałam, po ataku na przyjaciela, to ogień. Rozprzestrzeniał się szybko, a ja byłam całkowicie oślepiona jego blaskiem. Nie pamiętam, co się zdarzyło. Płomień osmalił mi mechanizm, straciłam kontrolę, upadłam. Rozwaliłam sobie tył głowy, uszkodziłam system.
A potem...była już tylko ciemność.
Która towarzyszyła mi przez całe życie, ciemność która zakończy moje istnienie.
Rdzewiejące kończyny, kurz zbierający się w trybikach - jedyne cierpienia towarzyszącej mi męczarni która działa się z moim systemem.
Powracały wspomnienia, zapisane gdzieś w moim wnętrzu....

Zapach krwi..
Wisi w powietrzu....
Nie wytrzymam dłużej...
Skrzyp prutego złotego materiału... Krzyk ludzi, pisk podłogi.... Plątanina głosów...
Zapisane zdarzenia uwierały mą podświadomość, niszcząc ją, niczym choroba trawiąca ludzkie ciało.
I wtedy coś się zdarzyło.
Dawno nie używane kończyny spięły się, a mechaniczne ciało przeszedł dreszcz. Rdza pękła w paru miejscach, a ja zdałam sobie sprawę z jednego - kontrola.
Tak dawno jej nie czułam...
Zapomniałam jaka to przyjemność....
Jedyna nadzieja, przez lata.
Pamiętałam dobrze, jak trybiki poruszały się pod materiałem, pamiętam czekanie na uruchomienie kamer, programu analizy..... jednak on nie nastąpił. Już straciłam nadzieję, że się rozbudzę z wiecznego cierpienia, gdy nagle miotnęły mną drgawki, a kamery uruchomiły się. 
Przez chwilę nic się nie działo. Po chwili gryząca ciemność, rozrzedziła się, a moje zmysły uderzyło ostre światło. Zapominając o używaniu kończyn, nie byłam w stanie się przed nim osłonić.
Później co zobaczyłam to kontury. Delikatnie rysowały się w pustej przestrzeni, coraz ostrzej i ostrzej. Rozpoznawanie kolorów było uszkodzone, kiedyś żrące odcienie stały się wyblakłe. Widziałam trójwymiarowo, co przyjęłam z ulgą, jednak dwu-wymiar był dla mnie czarną magią.
Pierwsze co zobaczyłam to był....pysk.
Brak możliwości analizy był dla mnie jak brak dotyku dla ślepego - byłam jak pół-ślepa. Nie mogłam określić kształtów, jednak niektóre zalęgły mi w pamięci.
Pysk...Wielki kudłaty. Dźwięki wydawane z zewnątrz, były dla mnie niedostępne, jednak on poruszał nim....
Wystraszyłam się, i nie wiedząc co robię uderzyłam łapą w obiekt, po czym odskoczyłam jak kot. Trybiki gwałtownie się przegrzały, groził mi rozpierdol wybuch systemu.
- Hey, hey spokojnie - usłyszałam cichy szept od strony animatronika, rozcierającego sobie nos. Zdałam sobie sprawę, że było ich więcej, jednak ich sylwetki były rozmazane. Bałam się, jednak...
Spojrzałam w lewo. Mimo uszkodzonego systemu, widziałam go wyraźnie. 
Złoty wesoły miś Fredbear. Twarz pizzeri Fredbear Familly Dinner.

- OuH...FuCk...

Jedyne co pamiętam, zanim zapadła ciemność to słowa tamtego kundla.

- Nie wiedziałem, że animatroniki potrafią przeklinać.

__________________________________________________________________________

Tam, tam taaaam! Oto kolejna część historii Squirrle ^^ Wiem, że dość krótkawa przyzwyczaiłam się, że kol piszą opowiadania długie jak rolki papieru toaletowego, jednak wena nie dokucza T^T
Moje beztalencie rani wasze oczy mhahahah... Jednak zamierzam się tutaj rozwijać, kto wie, może za pare lat, moje opowiadanie będą tak dobre jak Sztefana? Wybacz, że o tobie wspomniałam

8 komentarzy:

  1. Jeeeeeeez ^^
    Wspaniałe, ale mam wrażenie że trochę nie pasuje do koncepcji tego bloga. Ale co tam- IT"S 2EPIC4ME
    ~Tucimeł pod wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  2. I Co! Chwała mi! xd To ja zmusiłam Szadoła aby pisał ten cholerny post (i wcale nie groziłam zjedzeniem batonika ;w;) ! :3
    ~ Lukełełeełeł

    OdpowiedzUsuń
  3. SZADOŁ! TO JE ZAJEB**TE!
    Ty wydaj książkę :3
    I skąd wiedzieć że Lily ma paletę i pędzel OuO
    Czyżby ktoś mi grzebał w projektach :333

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgłaszam wniosek o przyjęcie mnie do tego Bloga do rządu. Jeśli mnie przyjęcie zrobię szalona godny króla...!!!

    OdpowiedzUsuń