Squirrle miała być pierwszym animatronikiem toteż akcja dzieje się kilka lat temu. Poza tym Squirrle jest bardzo, bardzo stara dlatego posiada mało szczegółów i jest niedopracowana. I nie liczcie na to, że jeśli na początku będzie miła, już taka zostanie, oj nie :3
Kiedy po raz pierwszy sztucznie ruszyli moje serce i wdmuchnęli tchnienie w trybiki, nie wiedziałam, kim jestem...czym jestem....i gdzie jestem? Mogłam jedynie czuć, jak metalowe pręty poruszają się z zgrzytem pod futrem i zastanawiać się, jak jeszcze długo to będzie trwać.
Czułam, jak spajali moje nowe ciało, oplatali endoszkielet kablami, do których podłączone było moje sztuczne serce. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie podepną mi oczy.
Wkręcali śrubki, głęboko w metalowe płyty, dokręcali spiżowe pazury. Czułam to wszystko bardzo wyraźnie, zaczęłam się zastanawiać od czego to zależy. To było...zbyt ludzkie.
I w końcu, poczułam zwarcie. Elektryczny puls przebiegł przez kable oplatające mój endoszkielet. Ta nagła czynność spowodowała, że oczy w animatroniczanym ciele, zaczęły swoją pracę. Żarówki rozbłysły i zaczęłam patrzeć.
Znajdowałam się w pokoju, otoczonym szarymi ścianami. Moja technologia nie była jeszcze dobrze dopracowana, toteż bardzo trudno mi było widzieć w przestrzeni. Moja nowe oczy, analizowały otoczenie. Dookoła mnie kręciły się istoty, które mnie stworzyły. Analizując swoją postać, zdałam sobie sprawę, że zostałam zrobiona na ich kształt. Tak samo długie kończyny, którymi mogłam poruszać, ten sam kształt sylwetki, podobna głowa, oraz koordynacja ruchu. Czułam jak zaczęły pracować wszystkie trybiki, mechaniczne mięśnie zaczęły się kurczyć i rozkurczać, pozwalając mi poruszać ręką.
Byłam prawie skończona. Ludzie zdążyli już obić mój szkielet płatami futra. Poruszyłam nieznacznie głową. Istoty panoszące się wokół, uznały to za normalne, w końcu włączyli mnie aby obserwować moje działanie.
Kolor futerka miałam brązowo-rudy, rozjaśnienie brzucha było beżowe. Przyglądałam się swoim łapą, które były długie i dopracowane, potrafiły zginać się w kilku miejscach, zakończone czarnymi pazurkami. Nie posiadałam ogona, co mnie zadziwiło. Kiedy byłam jeszcze wyłączona, jednak miałam już wmontowany system analizowania dźwięków z zewnątrz, słyszałam wyraźnie, że do mojego projektu potrzebny miał być ogon. Widocznie skończył im się materiał, albo nie mieli jak przymocować do endoszkieletu, w dodatku utrudniałby mi ruch. Pyskiem przypominałam lisa, co mogło utrudniać odróżnianie mnie od tego zwierzęcia, uszy miałam duże i sterczące, nosek mały i czarny, dołączone też były trzy piegi po obu policzkach. Oczy, usadzone w ciemnych oczodołach, były koloru zielonego. Brwi czarne, a na szyi miałam przymocowaną czarną kokardkę. Skąd to wiedziałam? Sama nie wiem.
- Jest już skończona - usłyszałam głos za sobą. Na ten sygnał, człowiek znajdujący się za mną, przykręcił klapę z tyłu na plecach, zasłaniając mechanizm przy którym majstrował.
- Myślisz, że wszystko poszło dobrze? - zapytał z wahaniem w głosie jeden z pracowników.
- Raczej tak. - pokiwał tamten. - Wyłączmy ją.
Pracownik ponownie otworzył klapę z tyłu na plecach i pstryknął dźwigienką za to odpowiadającą. Moje ciało przeszedł dreszcz, po chwili wszystkie kończyny znieruchomiały, trybiki przestały się kręcić. Oczy straciły blask, a ja przestałam widzieć.
Czułam jak wynoszą mnie, z mojej obecnej lokalizacji. Byłam ciekawa gdzie mnie zaniosą, jednak nie mogłam sie doczekać, kiedy znów mnie włączą. W końcu postawili mnie na ziemi. Trzask drzwi oznajmił, że musiałam zostać zaniesiona do schowka, gdzie przebywają wszystkie animatroniki, lub nieudane projekty.
Nie lubiłam być wyłączona. Chciałam chodzić, śmiać się, śpiewać, rozmawiać... A to wszystko uniemożliwiało mi ten jeden pstryczek.
Mijały godziny, a ja leżałam pod ścianą. Następna kontrola, dopiero jutro. Gdybym mogła, westchnęłabym. Miałam dość totalnego bezruchu. Jeszcze zardzewieją, moje nowe kończyny!
Zaraz, zaraz...
Przecież ja...
Mogę się ruszać...
Coś strzeliło mi w plecach, po chwili, wszystko się uruchomiło. Mogłam znów się poruszać, kable oplatające moje metalowe kości zaczęły przewodzić prąd niczym krew w żyłach. Po minucie uruchomił mi się tryb analizy i kamera, mogłam wreszcie patrzeć.
Nie miałam pojęcia, że animatroniki mogą sobie same włączać tryb swobody.A nawet jeśli nie mogą, pracownicy widać nie założyli blokady. Cieszy mnie to.
Rozejrzałam sie po pokoju. Był ciemny i mały. W kątach leżały nieudane projekty, lub niezużyte części. Na półkach widniały zapasowe maski, lub części zamienne do endoszkieletu.
W pokoju nie było żadnych innych animatroników. Czyli ja jestem...pierwsza?
~~~~~~~~kilka dni później~~~~
Na następnej kontroli trochę mnie podrasowali. Dodali mi nowy plik głosu - zakodowany był jako "laugh" - śmiech. W schowku miałam okazję go przetestować, jak tylko pracownicy się oddalą. W dodatku, namierzyłam coś nowego - ludzie nie mieli już zbytnio czasu, aby mnie ulepszać. Najczęściej po kontroli, skupiającej się na namaszczaniu moich stawów maścią "anty-rdza" oraz odkurzania futra, odstawiali mnie do schowka, ustawiając w tej samej pozycji, jednak ja zawsze włączałam sobie po ich odejściu tryb swobody.
Wiedziałam co się święci - nowy projekt, "zastępca", który ma zająć moje miejsce, jeśli ja nie wypalę. Przynajmniej tak pomyślałam, gdy wymknęłam się raz z schowka, aby zobaczyć, nad czym pracują.
Na taśmociągu, przemieszczali różne części endoszkieletu z mojej lokalizacji, potrzebne do budowy nowego animatronika. To nie
fair. To ja jestem głównym animatronikiem. Na metalowym podwyższeniu stał on - ich nowy projekt. Był to miś, mniej więcej mojego wzrostu. Kolor jego futra promieniował takim odcieniem żółtego, że można było pomylić go z złotym. Rozjaśnienie brzucha było takie same jak u mnie - beżowe. Posiadał również, czarne piegi, granatową muszkę i melonik tego samego koloru. Oczy były nieziemsko niebieskie. Uśmiechał sie, choć był wyłączony. U mnie nie zrobili takiego wyrazu twarzy. Ogarnęło mnie ukłucie zazdrości.
Odwróciłam się, i uciekłam w cień swojego kąta.
Dzień później przemycili projekt zastępczy do schowka. Pracownicy wprowadzili go na specjalnym wózku i zaparkowali pod ścianą - 2 metry ode mnie. Widziałam to wszystko bo byłam włączona. Nie zdając sobie z tego sprawy, odwróciłam głowę w stronę ludzi i poruszyłam nieznacznie uszami.
Pracownik zmarszczył brwi.
- Co za idiota zostawił cię w trybie swobody? - zapytał sam siebie. - Jeszcze zrobisz sobie uszczerbek.
Podszedł bliżej i bez pytania obszedł mnie od tyłu i wyłączył, otwierając najpierw klapę. Poczułam ten nieprzyjemny skurcz, po którym drętwieję i tracę kontrolę nad ciałem. Wzrok mi się wyłączył. Poczułam jak przenoszą mnie na miejsce.
Po chwili trzask drzwi oznajmił, że pracownik wyszedł. Mimowolnie włączyłam się ponownie.Puls elektryczny przebiegł po mym ciele, uruchamiając po kolei wszystkie stawy, i programy. Po sekundzie puls przebiegł wyżej, i uruchomił mi oczy. Znowu widziałam.
Odwróciłam się. Misiek stał parę metrów dalej, wyłączony. Brakowało mi paru elementów w endoszkielecie, bo głowa zwisała mu luźno, Podeszłam do niego i włączyłam mu tryb swobody.
Chciałam z nim porozmawiać.
W jednej sekundzie oczy rozbłysły, głowa podniosła się z zgrzytem na nowo. Animatronik przemówił, używając do tego jednego z wgranych plików.
- "Cześć, dzieciaki. Witajcie w Fredbear Pizzeria!" - plik był zacinany i niedopracowany. Zaśmiałam się mimowolnie wypróbowując swój plik śmiechu. Podobał mi się - był dźwięczny i perlisty, jednak szczegółowo zbyt piskliwy. Ach, ciężkie życie wiewiórki.
- DaJ sPoKóJ... MoŻeSz mÓwIć nOrMaLnIe - aby składać zdania w poszczególne słowa, używałam głosek z wgranych już plików. Poczekałam aż wszystko się wyreguluje i zapytałam. - Jak się nazywasz?
Niedźwiedź odetchnął. Uniósł brew.
- Nazywają mnie Fredbear, lub inaczej Golden Freddy. A ty jesteś ta słynna Squirrle, mam rację?
Machnęłam łapą.
- Jaka tam słynna Squirrle znowu.
- Masz być pierwszym animatronikiem. A ja jedynie zastępczym projektem - spuścił głowę, trochę zmieszany. Moja początkowa zazdrość minęła. Zrobiło mi się żal miśka. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu milczałam. Jednak po chwili on zapytał:
- Wiesz, może dokąd nas zabiorą, jeśli okażemy się... poprawni? - zapytał nie mogąc znaleźć słowa.
Pokręciłam głową, aż zatrzeszczało w trybikach.
- Mogę cię o coś zapytać? - zmieniłam temat.
- Jasne.
- Czy potrafisz włączyć sobie sam tryb swobody?
- Tryb...co? - zapytał zdezorientowany.
- Tryb swobody - zaczęłam powoli. - Pozwala nam utrzymywać kontrolę nad własnym mechanizmem. Dziwię się dlaczego leżałeś tu pod ścianą, zamiast włączyć go sobie i się ruszyć.
- Ale ja ... nie mogę - zmieszał się. Westchnęłam.
- Przepraszam. Po prostu... Nie rozumiem.
- Widocznie nie nałożyli ci blokady. Albo się zepsuła. - zauważył. Wzruszyłam ramionami.
- Możliwe.
Nastała chwila milczenia. Po chwili uniosłam uszy.
- Hej, mam pomysł! - zagadałam wesoło. - Pokażę ci fabrykę. Jesteś nowy, na pewno nie widziałeś jej całej.
- Ale tak...można? - zapytał niepewnie. -Jesteśmy animatronikami, nie wolno nam...
Złapałam go za łapę i pociągnęłam za sobą.
- Nie opieraj się. No chodź.
<> <> <>
W ten sposób spędziłam w fabryce nie cały rok. Codziennie przygotowywali mnie do oficjalnej kontroli - większość czasu, dorabiali nowe mechanizmy, dopracowywali, dokręcali śrubki.Z każdym dniem nie mogłam się doczekać, kiedy opuszczę fabrykę i udam się oficjalnie do pizzerii - jednak z drugiej strony nie chciałam zostawiać Goldiego.
Przez ten czas stał się mi jedynym i drogim przyjacielem. Po prostu... Nie chciałam odchodzić bez niego, zostawiać go tylko niedokończonym prototypem. Jednak i nad nim się ludzie starali. Z każdym dniem stawał się coraz lepszym animatronikiem. Mogłam jedynie podejrzewać, że niedługo dołączy do mojej nowej lokalizacji.
- Dziś jest twój "wielki" dzień - mruknął Fredbear ze swojego konta, kiedy włączyłam go, aby z nim porozmawiać. - Przychodzi oficjalna kontrola, zabierają cię do Pizzerii.
Podkurczyłam kończyny pod brodę.
- Prawda jest taka, że się denerwuję... A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli im się nie spodobam?
- A niby kogo mają wziąć zamiast ciebie? Mnie? - zapytał ironicznie.
- Eemmm ...Na przykład? - warknęłam sarkastycznie. Zaśmiał sie mimo woli. Miał śmieszny śmiech - nienaturalny dziecięcy chichot, który w ogóle nie pasował do jego osobowości. Mój nie był lepszy - z biegiem jego używania, stał się nieprzyjemny dla uszu.
- Nie chcę cię opuszczać - jęknęłam. Rzuciłam mu żałosne spojrzenie zielonych oczu. Miś położył mi łapę na ramieniu.
- Daj spokój..- zamilkł.
Zaczęłam się zastanawiać. Niby wszystko powinno być "OK" jednak męczyła mnie jedna sprawa... Od paru dni zaczęłam miewać dziwne ataki. Traciłam wtedy całkowicie kontrole, nie wiedziałam co robię. Pewnego dnia, omal nie ugryzłam pracownika, jednak w ostatnim momencie powstrzymał mnie Goldi. Pracownik zwolnił się, narzekając na nieodpowiednie warunki pracy. Twierdził, że "nie czuje się bezpiecznie".
Podejrzewałam, że to wina braku blokady. Mogłam dobie włączać tryb swobody kiedy chciałam... Może nadużyłam tej umiejętności, i zbyt się poluzowała? Nie wiedziałam. Ale byłam pewna, że jeśli to wykryją, szansę na nowy dom maleją.
Takich ataków, z dnia na dzień było coraz więcej. Niedźwiedź wyczuwał mój niepokój. Obiecał, że kiedy one będą następować, ma za wszelką cenę powstrzymać mnie od zrobienia czegoś głupiego, choćbym go gryzła i szarpała. Miałam nadzieję, że to minie. Było to jak choroba trawiąca ciało.
Zaczęłam bawić się czarną kokardką przymocowaną do szyi. Fredbear zobaczył to, i uspokoił mnie.
Drzwi skrzypnęły gwałtownie, wpuszczając wąski promień światła, do ciemnego pomieszczenia. Golden przeklął w duchu, a ja czym prędzej go wyłączyłam, po czym z sobą zrobiłam to samo. Ciało gwałtownie mi się spięło, a że byłam w pozycji siedzącej, metalowe stawy nie usztywniły się, tylko wywaliłam się bezwładnie na podłogę.
Ciężkie kroki zatrzeszczały podłogą. Podniesiono mnie i ustawiono do pionu, po czym na siłę wpakowano na wózek do transportu animatroników.
Kiedy wózek zatrzymał się, do moich częściowo uśpionych zmysłów dotarł gwar. Zanalizowałam go. W pomieszczeniu znajduje się dużo ludzi. Echo dobijających się głosów, odbijało się od ścian, dzięki temu, niczym nietoperz, mogłam określić rozłożystość pokoju i jego wielkość. W każdym razie - tutaj jeszcze nie byłam.
- Czy na pewno jest wyłączone? - usłyszałam głos, gdy wózek na którym jechałam, zaparkował. Zdenerwowałam się. Po pierwsze: "wyłączona" nie "wyłączone".
- Tak. - odparł krótko, jeden z pracowników, pchających wózek.
- Świetnie - odparł ten sam zamożny głos. - Pozwólcie, że się przyjrzę.
Moja technologia wyłapała ruch ciepła niedaleko. Automat włączył mi tryb widzenia w podczerwieni.
Widziałam jak człowiek zbliża się do mnie, obstukuje moją strukturę. Poczułam, jak otwiera klapę z tyłu pleców, przegląda guziki i kable. Czułam się nieswojo. Kiedy skończył proces kontroli wewnętrznej i zewnętrznej, nareszcie nastało to na co czekałam.
- Włączcie ją - mój mechanizm wyłapał dźwięki z zewnątrz i przetworzył je na zrozumiały dla mnie język. Kiedy usłyszałam te słowa, trybiki aż zaturkotały mi z podniecenia. Na reszcie.
Ktoś otworzył znowu moją klapę z tyłu, wsadził łapę we wnętrze całej mojej maszynerii i przeciągnął dźwigienkę odpowiadającą za włączenie, do której przypięte było milion kabli.
Skurcz sztucznych mięśni nastąpił pare sekund później. Odzyskałam panowanie nad kończynami, prąd rozpoczął drogę w kablach, oczy rozświetlił blask. Sztuczne serce rozpoczęło swoją pracę. Po chwili włączył się tryb skanu, analizacji i wreszcie: kamera.
Rozejrzałam się ciekawie po pokoju. Metalowe ściany odbijały dźwięki poruszającej się mojej głowy. Pokój wyglądał jak wszystkie pomieszczenia w fabryce: szare ściany,małe i nieliczne okna, rozrzedzone powietrze...
Ale wiedziałam, że wcześniej mnie tu nie było. Poruszyłam dwa razy uszami, aby rozciągnąć sztuczne mięśnie, które oplatały endoszkieletowe ucho obszyte materiałem.
Wysoki facet, ubrany w czarny garnitur widocznie był szefem firmy zarządzającej pizzerią do której miałam trafić.
Był młody, sądząc po wieku, brązowe włosy schludnie uczesane, przyglądał mi się migdałowymi oczami. Odwzajemniłam spojrzenie.
(w tym momencie ominę całą kontrolę, bo wątpię aby chciało wam się czytać)
- Wydaje się być dobrze zaprogramowana - oznajmił mężczyzna. Ruszyłam głową w stronę szyby oddzielającej pokój od schowka z animatronikami. W cieniu ujrzałam Goldiego - uśmiechał się i trzymał kciuki.
Wszystko szło po mojej myśli. Przed przetransportowaniem mnie do nowej lokacji, szef firmy kazał sprawdzić mnie pracownikom. Jeden z nich ponownie otworzył mój panel dowodzący. Mężczyzna w garniturze zaglądnął mu przez ramię.
- Zaraz...zaraz... - jego dziwnie zmieniony ton wywołał u mnie niepokój. - Coś mi tu nie pasuje... Widzisz to?
Facet wskazał coś w moim panelu. Wydałam zaniepokojony klekot trybikami.
- Czy mogę prosić o jej kartę pamięciową? - zapytał. Pracownik skinął głową, po czym odłączył parę kabli w moim wnętrzu. Od razu poczułam się inaczej. Wyciągnęli z mojego mechanizmu kartę: była duża, zielonkawa z milionami wtyczek i innymi niepokojącymi wzorkami. Myślałam, że po wyjęciu mojego "sztucznego mózgu" którym była owa karta, wszystkie tryby wyłączą się na raz. Jednak widocznie wcześniej większość informacji została pobrana i zapisana CHWILOWO. Miałam troszkę czasu zanim się wyłączę.
Ludzie podłączyli kartę do komputera. Dzięki zaawansowanej technologi maszyny, nad urządzeniem wyświetlił się hologram. Chociaż dopracowali u mnie widzenie w trójwymiarze, dwu wymiar był dla mnie jak człowiek z wadą bez okularów. Nie byłam w stanie tego zanalizować, z powodu wklęsłości w przedmiot.
- Nie mogę zlokalizować co to jest - odparł człowiek odpowiedzialny za moją budowę. W jego głosie pobrzmiewał niepokój. Mój system nie był w stanie wykryć powodu, przetwarzając ton głosu i jego drgania.
- Myślisz, że to wirus? - zapytał kolejny człowiek. Mężczyzna "firmy" przyglądał się temu za zmarszczonych brwi.
- Możliwe.
- Skanuj!
Wcisnął guzik, a hologram przebiegła pikselowa fala, po chwili pokazały się informacje. Nie potrafiłam analizować na odległość, ani pobierać danych na temat urządzenia mechanicznego.
Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami.
- Nic. Zupełnie nic. System nie potrafi rozpoznać wirusa.
- Wygląda to na usterkę w systemie.
- Co robimy?
- Trzeba ją zlokalizować i "wyciąć" z karty. Albo zrobić nową.
- Zwariowałeś? Wgrywanie i tworzenie tych plików zajęło nam rok!
- To i tak nie tak dużo, jak tworzenie i budowa powłoki i endoszkieletu.
Ciemność majaczyła mi się przed oczami. Znałam ten skurcz w ciele, kończyny mi sztywnieją. O nie...nie teraz..
- Musimy zobaczyć jak to się ukazuje materialistycznie. Poza tym wykryłem coś nie tak w jej MECHANIZMIE. Zdaje się być coś nie tak z trybem swobody.
Głosy...Głosy w mojej głowie...zaczyna się...proszę...nie teraz, nie teraz... W panice rzuciłam ostatnie spojrzenie na siedzącego za szybą Goldiego. Uśmiech znikł z jego złotej twarzy, w oczach malowało się przerażenie. Ostatnie co pamiętam, to próba ucieczki z planu, zanim gałki oczne, cofnęły się w głąb szkieletu i straciłam kontrolę..
Koniec cz.1
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hey, hey, hello! To pierwszy post z mojej strony! Zostałam dodana przez Boniacza(głównej administratorki). Będę pisać opka z perspektywy Squirrle, mojej oc. Aby posteły się nie myliły, moje będą zatytułowane etykietą "Squirrle"
Squirrle jest dodatkową postacią, którą wplatam w dzieje pizzerii Star. Nie będę się zbytnio narzucać, abyście mieli przyjemność z czytania postów Bonniego.
Czy będą wątki z postaciami z "Szarego Liseła"? NIE WIEM XD TRZA SIĘ ZAPYTAĆ XD